Kłócili się. Długo i zapewne żadno z nich już nie pamiętało, jak to się zaczęło. Ale skończyło się drastycznie. Nie odzywali się do siebie… pół roku.
Dziewczyna siedziała przy stole w kuchni i patrzyła na dom, w którym mieszka jej przyjaciel i były chłopak jednocześnie. Bo skoro nie odzywają się do 6 miesięcy to chyba między nimi koniec?
Nie żałowała. Związek z obrońcą „Dumy Katalonii” był najpiękniejszym, w jakim była. I mimo, że już ze sobą nie są, to studentka dalej lubiła patrzeć na uśmiechniętą twarz chłopaka.
- Pu? – z zamyślenia wyrwała ją siostra – Jedziemy z mamą po łóżeczko dla maluszka. Jedziesz z nami?
- Nie. Nie chce mi się. A poza tym muszę się pouczyć.
- Jak chcesz. Pa! – krzyknęła na pożegnanie i wyszła z domu.
To, że musiała się pouczyć nie było kłamstwem. Musiała, ale nie mogła się zmotywować. Brakowało jej Pique obok swojego boku.
Nagle zadzwonił telefon.
- Paulina Fernandez? – zapytał roztrzęsiony głos.
- Tak. Kto mówi?
- Był wypadek z udziałem pani matki i siostry. Oboje zostały już przewiezione do szpitala.
- Którego?
- bla bla bla
- Już jadę. – powiedziała dziewczyna i rozpłakała się.
Nie była w stanie prowadzić, więc jak miała się dostać do szpitala? Postanowiła zadzwonić do jedynej osoby, która mogłaby jej pomóc.
- Gerard? – spytała zapłakana dziewczyna, z trudem utrzymując telefon w rękach.
- Puu, co się stało? – zapytał zmartwiony chłopak. Może i zerwali, ale dalej była dla niego ważna.
- Mama z Inez miały wypadek. Są w szpitalu. Zawieź mnie, proszę.
- Wyjdź przed dom.. – powiedział piłkarz i rozłączył się.
Dziewczyna zrobiła, co jej polecono i parę minut później byli w drodze do szpitala. Przez całą drogę nic nie powiedziała. Gdy tylko dojechali, studentka pobiegła do budynku szpitala. A za nią jej przyjaciel.
- Gdzie jest pani Luzzo? – zapytała recepcjonistkę zmęczona szatynka.
- Sala 108 – odpowiedziała kobieta, a dziewczyna ruszyła w tamtą stronę.
Weszła do pokoju, w którym leżała jej mama. Dziewczyna podeszła do łóżka i dotknęła maminej dłoni. Była potłuczona i miała złamaną nogę, ale żyła. Gorszy był stan siostry, która, jak dowiedziała się dziewczyna w dyżurce, była właśnie operowana.
Studentka wyszła na korytarz, gdzie stał jej przyjaciel. Podeszła do niego i mocno się przytuliła.
- Geri… - zaczęła szatynka i rozpłakała się.
- Pu, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. – powiedział chłopak, głaszcząc ją po włosach.
- Ale Inez jest operowana.
- To wszystko dla jej dobra.
- Wiem. – odpowiedziała dziewczyna i popatrzyła na przyjaciela.
- Naprawdę będzie dobrze. Paulinko.
Po raz pierwszy, odkąd pamiętała, powiedział do niej „Paulinko”. Zrobiło jej się ciepło na sercu. Dalej ją lubił… Dalej była dla niego ważna… Już miała dotknąć policzka piłkarza, gdy podeszła do nich pielęgniarka.
- Pani Fernandez? – zapytała, przyglądając się dziewczynie
- Tak, to ja.
- Proszę za mną. – powiedziała pielęgniarka i zmierzyła wzrokiem obrońcę „Blaugrany” – Kim pan jest dla tej pani?
- Jestem jej chłopakiem. – odpowiedział Hiszpan, a dziewczyna złapała go za rękę.
- Zapraszam Państwa za mną.
Szli za pielęgniarką. Dziewczyna ucieszyła się, że chłopak dalej chce z nią być. Weszli do pomieszczenia, w którym był inkubator.
- Pani Fernandez, to jest Pani siostrzeniec Gaspar. Pani siostra musiała wybrać: albo będzie żyła, albo urodzi dziecko. Wybrała… - powiedziała pielęgniarka, a szatynka momentalnie się rozpłakała. – Współczuję…
Dziewczyna płakała, wtulona w piłkarza. Jej malutka siostrzyczka… Już jej tu nie ma… W końcu, oderwała się od chłopaka i podeszła do inkubatora. Mały Gaspar urodził się 2 tygodnie za wcześnie. Wszystko będzie z nim dobrze. Tylko Inez Evelyn Fernandez Luzzo go nie zobaczyła.
- Chodź, Paulinko. – piłkarz objął dziewczynę w talii i wyprowadził z sali.
Usiedli na ławce przez salą 108. Chłopak posadził sobie studentkę na kolanach. Szatynka spojrzała na przyjaciela. Miał łzy w oczach. Świetnie znał siostrę swojej dziewczyny i nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej nie być. Wyjął telefon z kieszeni przyjaciółki, wybrał numer Fabregasa i przyłożył dziewczynie do ucha.
- Halo? – usłyszała w słuchawce zmęczony głos kapitana „Kanonierów”.
- Cesc, przylatuj do Barcelony. Jak najszybciej. – łkała w słuchawkę jego była dziewczyna.
- Pu? Co się stało?
Dziewczyna nie mogła wypowiedzieć słowa. Słuchawkę wziął jej przyjaciel i kontynuował.
- Chodzi o Inez. Przylatuj, Cesc.
- Już się zbieram. – powiedział gracz Arsenalu i rozłączył się.
Parę godzin później był w Barcelonie, w szpitalu, w którym urodził się mały Gaspar. I płakał. Płakał jak dziecko. A razem z nim Paulina Fernandez i Gerard Pique. Jego przyjaciele…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz