- Gerard?
- Tak?
- Ja chyba też się zakochałam… - powiedziała dziewczyna i pocałowała przyjaciela.
Przyjaźnili się tyle lat. Nigdy nie myśleli o sobie jako o parze. Ten pocałunek zmienił wszystko. Poczuli się zupełnie inaczej. Młodzi, zakochani, nieprzewidywalni ludzie…
Dziewczyna popatrzyła chwilę na chłopaka i posmutniała.
- Co się stało, Pu? – spytał zmartwiony smutkiem przyjaciółki chłopak.
- Boję się.
- Czego?
- Nas. Ciebie i mnie.
- Ale czemu?
- Jesteś piłkarzem. Zna Cię cały świat. Nie chcę, aby to, co rodzi się między nami zostało zniszczone przez wścibskich paparazzich.
- No, to nie dziwię się, że się boisz. – powiedział chłopak, przytulając przyjaciółkę.
- Będzie dobrze?
- Jasne, że tak. Obiecuję. I wiesz, jak zrobimy? Na razie nie będziemy nikomu mówić, że jesteśmy razem. Dla naszego dobra. Tylko Twoja siostra i Cesc będą wiedzieć.
- OK. Taki układ mi pasuje. – stwierdziła dziewczyna i pocałowała piłkarza.
W tej samej chwili, do salonu weszła siostra szatynki. Uśmiechnęła się, ale nie miała zamiaru przerywać pocałunku. Bo, po co? Niech się sobą nacieszą.
Zależało jej na szczęściu siostry. Chciała, aby dziewczyna w końcu trafiła na kogoś, dla kogo ważne będzie jej wnętrze, a nie to, co widzą gołym okiem. Sama też chciała coś przeżyć. Coś niesamowitego. Zapadającego na zawsze w pamięć. Ale nie wiedziała, że aż tak bardzo to zapamięta.
Naskrobała siostrze kartkę, którą zostawiła na stole w kuchini i wyszła z domu.
********
- Cześć słońce – powiedział na widok dziewczyny – Siostra nie miała nic przeciwko Twojemu wyjściu?
- Powiedzmy, że… była zajęta, gdy wychodziłam.
- A wie, że przyszłaś się spotkać ze mną?
- Nie. – odpowiedziała dziewczyna – Napisałam jej, że idę do Nadine dowiedzieć się, co było dziś w szkole.
- Za ile musisz wracać? – zapytał chłopak, przytulając koleżankę do siebie.
- Godzinka? Dwie?
- Wystarczy. – stwierdził i pochylił się, aby pocałować dziewczynę w usta.
- Nie tutaj. – powiedziała i odsunęła się. – Bo się wyda.
- Jasne, kochanie. – odpowiedział i razem udali się w kierunku hotelu.
********
Odsunęła się i popatrzyła na twarz przyjaciela. Była szczęśliwa, nie potrzebowała niczego więcej. Tylko mieć Jego ciągle przy sobie…
********
Arianne Luzzo wróciła do domu po pracy. Pomimo swoich związków, normalnie pracowała. Wiedziała, że córki mają jej za złe postawę, jaką wykazuje. Zmieniała partnerów i dalej zmienia. Chce pokazać mężczyznom, jak to jest być porzuconym. Mści się na rodzaju męskim za to, że zostawił ją mąż. I bardzo tego żałuje, ale nie może przestać. Po prostu jest w niej coś, że jak zobaczy przystojnego mężczyznę, to musi uchronić jego następną dziewczynę przed porzuceniem takim, jakie ona przeszła.
Siedziała przy oknie i wypatrywała powrotu męża. Miał iść z małą pobawić się na placu zabaw, gdyż ona – z powodu ciąży – nie mogła tego zrobić. Paulinka zaczynała już marudzić.
- Linko, tatuś zaraz wróci i razem pójdziecie się bawić. Tylko wytrzymaj jeszcze troszkę. – mówiła córce, aby ją uspokoić.
Gdy „tatuś” długo nie przychodził, zadzwoniła do Montserrat Bernabeu, aby jej syn – Gerard – wyszedł z małą Paulinką. Kobieta nie miała nic przeciwko. Ta dwójka tak ślicznie razem wyglądała. Mons wiedziała, że między dziećmi coś będzie. Nie mogli bez siebie wytrzymać.
- Cześć Pu! – kobieta usłyszała w drzwiach dziecięcy głosik.
Ośmioletni Gerard był ulubieńcem pani Luzzo. Czasem z mamą Pique żartowały, że mogłyby zamienić się dziećmi i żadnej wielkiej różnicy by nie było. Dzieci widywały się codziennie u pańtwa Pique lub Fernandez. Byli jak rodzina. Montserrat i Arianne poznały się na studiach w Paryżu. Potem ich drogi się rozeszły. Dopiero, gdy starsza córka pani Luzzo miała dwa lata, kobieta postanowiła przeprowadzić się wraz z rodziną do Barcelony, gdzie miałaby przyjaciółkę zawsze przy sobie.
- Lin, Gerard pójdzie się z Tobą pobawić, bo tatuś jeszcze nie wrócił, dobrze?
- Dobrze mamo. – powiedziała dziewczynka, pocałowała mamę w policzek i wyszła, trzymając przyjaciela za rękę.
Dwie godziny później, dzieci wróciły z placu zabaw, a Pedro Fernandeza dalej nie było. Pojawił się parę minut po 20, gdy Montserrat Bernabeu i Arianne Luzzo jadły z dziećmi kolację w domu państwa Fernandez.
Nie przyszedł sam. Dobrze pamiętała twarz tej kobiety. Była śliczną, młodą blondynką, najprawdopodobniej Angielką. Na widok pani Luzzo przestraszyła się. Nie była świadoma tego, że jej ukochany (wtedy 36 letni mężczyzna) ma żonę. Rozpłakała się i zaczęła przepraszać. I wtedy Pedro podniósł ją z kolan, pocałował w usta i powiedział słowa, które pozostaną w głowie pisarki do końca życia: „Kochanie, nie przepraszaj jej. Teraz jestem z Tobą i jestem najszczęśliwszym facetem na świecie”. A potem skierował się z dziewczyną w kierunku drzwi. Na odchodne jeszcze rzucił: „Arianne, dom jest Twój”. I odszedł. I już nigdy nie wrócił…
Paulina podeszła do matki wpatrującej się w drzwi, w których zniknął ojciec. Widząc, że nic nie zdziała, wyszła na podwórko. A za nią jej nieodłączny przyjaciel.
- Gerard? – zapytała dziewczynka, chcąc sprawdzić jego obecność.
- Co, Pu?
- Ty jesteś duży, to mi powiesz. Czemu tatuś przyprowadził tamtą panią? I dlaczego ją pocałował, tak jak mamusię? I czemu wyszedł z domku i mnie nie przytulił?
- Nie wiem, mała.
- Czy tatuś już mnie nie kocha? – spytała, a chłopak po raz pierwszy nie umiał odpowiedzieć na zadane mu pytanie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz